Detroit — słabe miasto i słabe wyniki

Błędy zdarzają się nawet najlepszym. Kryształowa kula tym razem zawiodła. Może nie po całości, ale chyba w przypadku Detroit lepiej sprawdziłaby się porządnie wypolerowana felga.

Co tu dużo mówić, 40% skuteczności to nie jest wynik, do którego zdążyłem się przyzwyczaić. Właściwie jedyny sukces jest taki, że weszły wszystkie cztery pozycje, które uznałem za pewniaki. Natomiast praktycznie wszystko, czego tym razem nie trafiłem było poza moimi radarami. Jeśli sytuacja powtórzy się jeszcze raz czy dwa, będę zmuszony do co najmniej częściowej zmiany techniki researchu. Póki co jednak mam nadzieję, że to jakiś pojedynczy wyskok. Bądź co bądź mówimy tu o otwarciu miasta, w którym wciąż można znaleźć nieruchomości, których nikt nie chce kupić za symbolicznego jednego dolara.
Zagranie taktyczne na poprawę humera
Żeby nie kończyć minorowo jest też dobra wiadomość. Bo mimo wszystko z samego otwarcia jestem niezadowolony. Co prawda zjawiłem się w Detroit z wyjątkowo skromnym portfelem i nawet nie próbowałem ścigać się o to, co w moich oczach było najbardziej oczywiste, a skupiłem się na dzielnicach, które umieściłem w sekcji prawie-pewniaki. Plan był prosty: kupić to, na co mnie stać i — w momencie gdy cała dzielnica zostanie zmintowana — wystawić je spekulacyjnie na sprzedaż jeszcze przed publikacją kolekcji. Plan sprawdził się w stu procentach. Wszystkie nabyte nieruchomości odsprzedałem już następnego dnia z ponad 3x przebiciem. Myślę że taką taktykę warto będzie stosować w każdym kolejnym mieście, w którym nie zamierzamy się jakoś długofalowo rozgościć. Jest to też na pewno bardzo dobry sposób, żeby startujący gracz mógł rozmnożyć skromny kapitał.